Eufemistycznie powiem, że bywało u mnie lepiej.
Mniej eufemistycznie: bywało kiepsko, ale teraz to zabrakło już skali.
Mój tata jest w szpitalu, z diagnozą tego samego na co naście lat temu zmarła moja mama. A moja siostra traktuje mnie jak czarną owcę, na którą można napaść "bo tak".
Spłakałam się okropnie, spędziłam weekend tulona przez przyjaciół, w poniedziałek widzę się z terapeutą.
Dam radę, jakoś - ale momentami na to wszystko cokolwiek brak sił.