Równonoc i zamknięcie za sobą drzwi

22:50


Coś się właśnie domknęło w moim życiu, wraz z jesienną równonocą. 

Po raz pierwszy od czterech lat doświadczyłam takiego spotkania w gronie pięknych ludzi, a zarazem - historia zatoczyła koło. Spotkałam tam kogoś niewidzianego całe wieki, kogoś, kto był powodem, by cztery lata temu iść na podobne spotkanie - i gdybym była dawną sobą, to spotkanie sprzed lat wpłynęłoby na całe moje doświadczenie tego wczorajszego wieczoru, psując mi nastrój i kładąc się cieniem na wszystkim co piękne, dobre i przyjemne. A przecież dużo było tego, co karmiące, dobre i wartościowe.

Bardzo się ucieszyłam, że te dwa momenty w czasie dzieliło tyle doświadczeń - i dobrych i złych. I że nie ma już powrotu do przeszłości. Że po wielu zdaniach starego rozdziału trzeba postawić kropkę i ... zacząć pisać nowy rozdział. 

Tak więc doświadczałam, z zachwytem przyjmując, że nie tylko ja czytelniej dostrzegam swoje granice, ale jestem pod wrażeniem tego, jak inni są czuli na moje granice i jak nie chcą ich przekroczyć. Jak wiele nas dzieli ale jednak mnóstwo łączy. Jak wiele emocji wisi w powietrzu, a jednak jest bezpiecznie. Jak dużo się dzieje energetycznie, a jednak nadal jest ok. Doświadczenia z warsztatów z Kołem Zgody zdziałały swoje - to na pewno. 

A więc? Jesteśmy razem w tej przestrzeni, często z zupełnie innych światów.

I nadal stoimy twardo na ziemi, jak drzewa, które korzeniami wrastają w ziemię, a ich konary sięgają daleko w niebo, będąc domem dla ptaków, gościem dla wiatru i chmur. Już nigdy nie będzie dla mnie zachwycające odrywanie się od ziemi, wzloty i wglądy zdala od gruntu... już nie. Jeśli duchowość to taka, która zmienia codzienność na lepsze. Która buduje a nie niszczy relacje. Piękne słowa to nadal tylko słowa, a ja wolę życie i codzienność.

Paradoksalnie, jakiegoś rodzaju ukojeniem była dla mnie myśl, że tego spotkania nie traktuję jako czegoś, co potencjalnie mogłoby zmienić moje życie na lepsze. Moja codzienność jest ok, a to jeden wieczór, nawet jeśli magiczny. Moim fundamentem, gruntem są relacje, które mam na co dzień, do których wrócę. Przyjaciele, którzy są od lat. Ludzie, od których będę się znów uczyć. Ludzie, którzy wrócą do mnie na lomi i nowi, którzy się pojawią. Miejsca, do których wrócę, bo gdzieś w toku zwykłych dni stały się tymi, do których chcę i będę wracać. By się uczyć, doświadczać, łapać oddech. By słuchać jak śpiewają tam ptaki i jak pluszcze czysta woda w jeziorze, by patrzeć jak nocą błyszczą gwiazdy na niebie i jak zapada cisza przerywana jedynie szczekaniem z pozoru groźnych, wielkich psów.

Jak w kalejdoskopie przemknęły mi przez głowę obrazy. Pierwszy raz, kiedy pojawiła mi się w głowie myśl o wyjeździe ceramiczno-ajurwedyjskim do T. Pierwsze pojawienie się tam, rozmowy. Pierwsze doświadczenia w pracy z energią. Powroty, już po to, by się uczyć. Przeszłość, która wraca we wspomnieniach, ale tym razem nie zamierzam się zapaść i o tym rozmawiam. Czy to dobry pomysł, przekonam się z czasem. 

Na razie czuję się jak to drzewo: korzenie w ziemi, gałęzie tam, gdzie szumi wiatr i latają ptaki. I nie ma nic piękniejszego. 

Zaufanie. A jeśli teraz nie możesz zaufać, miej wiarę.
A jeśli teraz nie możesz mieć wiary, to przynajmniej
pokłoń się swojemu zwątpieniu.
A jeśli dziś nie możesz się pokłonić to po prostu
odpuść wszystko,
i połóż się nagi pod cichym księżycem,
lub pozwól, żeby ciepłe morze pieściło Twoje stopy,
albo płacz przy ulubionej piosence aż twoje kanaliki łzowe
całkiem obeschną,
i odpoczywaj w ciszy pomiędzy łzami.
Odpuść i oddaj siebie temu łagodnemu światu,
O wiele bardziej łagodnemu niż głosi to wersja umysłu.

Jeff Foster

You Might Also Like

0 comments

Subscribe