Oddycham... i nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak żywa

22:09


Coś się zmienia, choć zmiany momentami zachodzą tak subtelnie, że mogłabym je prawie że przegapić. To jak kolor nieba o wschodzie słońca: niby mniej lub bardziej widzisz, że zmienia się ton po tonie na jaśniejszy, ale jeśli nie patrzysz na niebo cały czas, stale - zauważysz jedynie, że jakoś tak, rzec by można nagle zrobiło się zupełnie jasno. Podobnie czuję się ostatnio.

Jednak nie wszystkie zmiany są subtelne. Za podjętą decyzją idą drobne działania, krok po kroku odmieniające moją rzeczywistość. Choć staram się być łagodna i robić małe kroki, a kiedy czuję, że to za dużo na raz, zdjąć ze swoich barków to, co mogę odłożyć na później.

Zaczął mnie uwierać mój wariacki tryb życia i praca raz na rano, raz na popołudnie a raz przez całą noc. Zmieniam pracę. Chcę móc regularnie pójść na jogę, mieć wieczory dla siebie i przestrzeń w głowie na coś więcej niż odreagowywanie i odstresowywanie się po pracy.

Ale zmiana pracy jest mi też potrzebna bo od jesieni chcę pójść do szkoły, gdzie będę uczyć się masażu. To akurat coś, co było dla mnie decyzją podjętą właściwie ot tak, coś z czym od początku poczułam, że to "moje"... choć zmaganie się z własnymi późniejszymi wątpliwościami,które przyszły później - to już lekkie nie było, ale myślę, że teraz może być tylko lepiej.

Chcę na dobre wrócić do medytacji, bo czuję, że bardziej niż kiedykolwiek tego potrzebuję.

Wróciłam do biegania znikąd, w grudniu jeszcze. Na ten moment pobiegałam jeszcze w grudniu trzy razy, rozkręcając się powoli żeby się nie zniechęcić, a w styczniu już cztery razy. Z jednej strony daje mi to mega kopa i jakiś rodzaj euforii, że łał, daję radę... a z drugiej... to dalej coś, co mnie ugruntowuje w moim ciele, w poczuciu, że to dalej ja, mimo tych wszystkich zmian. Bieganie nie jest czymś, co zaczynam, nowością, a jedynie coś, do czego wróciłam, choć po dłuuugiej przerwie.

Strzeliłam focha na cukier... najpierw cukier w kawie, a później... jakoś nagle zrobiło mi się za dużo cukru wszędzie. Zupełnie nie wiem jak to się stało, ale to, co kiedyś wydawało się w sam raz, teraz jest za słodkie, bleh. Za to polubiłam się z wszelakimi przyprawami do kaway, jeśli robię sobie w domu kawę, ląduje w niej miks z pojemniczków, które czekają na okapie: mielony cynamon, kardamon, goździki mielone, suszony imbir... zakochałam się w tym!

Plus oczywiście każdego dnia piszę pamiętnik, starając się rozplątać to wszystko, co mi się pałęta po głowie, nie pozwolić by się zbyt nawartswiło i przytłoczyło. Choć nie zawsze jest mi z tym ok.

I... no właśnie, zatęskniłam za pisaniem tutaj. Mam nadzieję, do napisania.

You Might Also Like

1 comments

  1. Też nie byłabym szczególnie zadowolona, gdybym pracowała na dwie zmiany nawet, a co dopiero trzy. Powodzenia w nowej pracy :)

    OdpowiedzUsuń

Subscribe