Listopadowe łapanie oddechu...

22:10


Odkąd zaczął się listopad, znalazłam dla siebie więcej czasu, by odetchnąć, niż w ciągu kilku poprzednich tygodni.

Nie jest to dla mnie łatwe: staram się nie traktować tego, jak egoizmu, uciszyć wewnętrzną maruderkę i dać sobie szansę, by poczuć się lepiej, nabrać sił po wcześniejszych szaleństwach.

Na pewno pomógł mi nieplanowany wcześniej urlop i możliwość zajęcia się przede wszystkim przeczami sprawiającymi przyjemność, relaksującymi, odrywającymi od rzeczywistości, czy po prostu takimi, na które ostatnio zupełnie nie było czasu.

Na pewno pomogło mi kilka rozmów z ludźmi, którzy mają otwarte głowy i których madrość nie przestaje mnie zadziwiać mimo upływu czasu.

Inna rzecz, że spotkania z ludźmi, których lubię podnoszą mnie na duchu, a w mijającym tygodniu takich spotkań zdecydowanie nie brakowało.

A inną zupełnie bajką są wszystkie mądre i fascynujące rzeczy, które ostatnio znajduję w sieci, czytam, słucham i się troszkę inspiruję, pytanie co z tego zostanie ze mną na dłużej, zostaje otwarte.

A poza tym... niebawem napiszę więcej o czymś, co zapowiada troszkę poniższy wiersz... o rzeczach, których nie chcemy, choć są potrzebne i dobre.


Pomódl się o to czego nie chcesz wcale
czego się boisz jak wiewiórka deszczu
przed czym uciekasz jak gęś coraz dalej
przed czym drżysz jak w jesionce bez podpinki zimą
przed czym się bronisz obiema szczękami
zacznij się wreszcie modlić przeciw sobie
o to największe co przychodzi samo

ks. Jan Twardowski

You Might Also Like

3 comments

  1. Trudno mi się odnieść do wiersza, bo naprawdę słaba jestem w ich interpretacji i zwyczajnie poezja mnie nie zachwyca, więc nie wiem czego oczekujesz: to może być prawdziwa miłość lub... śmierć??? No chyba nie ta ostatnia... Ale te dwie same przychodzą przecież, a z kontekstu jakoś taka smutna nieuchronność wynika. Ale świetnie, że mimo listopada i wszechogarniającego jesiennego spleenu. Odpowiem znalezionym w sieci wierszem:
    Za oknem babie lato, barwna liś›ci ekspresja,
    A mnie już szczypie po kostkach październikowa depresja.

    Jeszcze na dworze nie sterczą bezlistnych drzew kikutki,
    A mnie już podgryzać zaczęły małe, złośliwe smutki.

    Myśli miewam szarawe, nie jestem letnio - swawolna,
    Tak wsącza się we mnie powoli jesienna melancholia.
    /październik 2015/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzupełniam: Ale świetnie, że mimo listopada i wszechogarniającego jesiennego spleenu tyle pozytywów łapiesz, też się staram. Dobrze, że piszemy swoje blogi, to też źródło pozytywnej energii :-)

      Usuń
    2. Wiesz, dla mnie to takie... nie wiem, jak to ująć. Lubię poezję, ale raczej wrażenia, które we mnie wywołuje. A za wiersz dziękuję, bardzo mi się podoba.
      Ten wiersz bardzo mi przypomina to, o czym ostatnio trochę myślałam: że fajnie, jak wszystko idzie po mojej myśli, jednak nie zawsze tak jest i.. czy coś w tym złego, troszkę się czasem zdać na życie i na to, co niesie ze sobą życie, albo na przyjęcie do wiadomości, że pewne rzeczy się nie zadzieją, nie będą miały miejsca? Za to inne owszem.

      Ta jesień jest dla mnie wyjątkowa pod tym względem, że... mam wrażenie, że dość mnie to lato wyczerpało, a mimo to początki jesieni też były emocjonalnie ciężkie - i poczułam, że robi się ciut nieprzyjemnie, a jeśli coś z tym nie zrobię, będzie dużo gorzej. I myślę, że się udało :)

      Usuń

Subscribe