Ukojenie...i ożywienie

20:24


Chyba nie bardzo wiem, jak ująć w słowa moje ostatnie doświadczenia.

Przede wszystkim, to, co się tak pięknie zaczęło, z wielkim hukiem... się poszło kochać. Nie pytajcie jak, nie pytajcie jak to możliwe, wiem tylko, że właśnie tak się stało, a ja to bardzo boleśnie odczułam. Za bardzo godziło to w moje własne odczucia (jak można widzieć jedno, cieszyć się tym, że ktoś patrzy w Twoje oczy i jego oczy się śmieją, rozmawiać o tej samej ulubionej książce, czuć się super, a usłyszeć po tym, że od początku nie mieliście o czym rozmawiać i jesteście z innych bajek), ale też w to, jak sama na siebie patrzę i co o sobie myślę.

Poza tym... od tego zaczęła się mini-lawina. Poszłam na masaż. Niesamowity, wyjątkowy i wręcz magiczny. Taki trochę na pograniczu jawy i snu. Jeśli miałam nadzieję, że ów masaż wyrwie mnie z tego mroku, który miałam w sobie, że lepiej poczuje się nie tylko moje ciało, ale też dusza - to dokładnie tak się stało, od początku do końca. A zupełnie inna rzecz, która mnie w tym doświadczeniu cieszy, że przełamałam swoje obawy, przekroczyłam jakąś własną granicę (no bo umówmy się, dla kogoś, kto dotąd był masowany jedynie przez kobiety i to w kontekście kłopotów z kręgosłupem, pójście na masaż do mężczyzny, było wyzwaniem i to dużym, plus czasem jestem nadważliwa na wrażenia płynące z ciała), że przekonałam się, że się da i że mogę z tego czerpać frajdę i zapamiętać to jako pozytywne doświadczenie.

Zwłaszcza w kontekście naprawdę złych doświadczeń i skojarzeń związanych z męskim dotykiem. Oddycham z ulgą, jak w miarę kolejnych moich decyzji i wyborów, kolejnych kroków, te złe doświadczenia przestają mieć znaczenie.

Pamiętam, jak następnego wieczoru wracałam z tańców i w moim sercu pojawiła się wdzięczność... do kogoś, z pomocą kogo wpadłam w swój mrok... Wdzięczność, która unosi jak na skrzydłach, jest jak źródło ciepła i światła gdzieś w okolicach serca. Skąd wdzięczność? Jestem wdzięczna, że bolesne doświadczenie, którego był źródłem, sprawiło, że znalazłam w sobie odwagę do przekroczenia własnych barier i dzięki temu doświadczenia rzeczy tak wspaniałych. I nijak nie zmienia to faktu, że z nim samym nie chcę mieć nic wspólnego. Jestem wdzięczna i idę dalej.

I tak oto po raz pierwszy od dawna ścinam włosy. W dodatku oddając się w ręce kogoś, kogo znam.

A później spotkam się z pewnym mądrym człowiekiem i pogadam o swoich sprawach. Już mi się buzia uśmiecha na samą myśl, autentycznie człowieka lubię. I jakimś niebywałym niedopatrzeniem wydaje mi się fakt, że po raz pierwszy spotkałam go jednego z ostatnich dni maja, a o jego istnieniu wiem niewiele dłużej.

A później... cóż, później spędzę wolny czas tak bardzo po mojemu jak się da, znajdując czas na rzeczy od dawna odkładane, odsypiając zarwane noce i ... i będzie pięknie. Może dzięki temu czasowi choć trochę zbliżę się do odkrycia, co mogłoby mi pomóc patrzeć na siebie łagodniej, a w bardziej odległej przyszłości nie tylko siebie lubić, ale też pokochać.

I... pisząc to, nie mogę się oderwać od TEJ muzyki...

You Might Also Like

3 comments

  1. Byłam ciekawa jak tam po masażu, ale widzę, że u Ciebie odwrotnie niż u mnie. Super, że pojawiły się kolejne pozytywne odczucia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie żałuję :)
      Trochę po tym zgłodniałam na życie, ale to miła odmiana :)

      Usuń
  2. Czasami warto ściąć włosy, żeby się zregenerowały ;p
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Subscribe