Wędrówki z mapą, wędrówki wgłąb siebie

12:35



Pamiętam ten wieczór niespełna trzy miesiące temu. Dość intensywnie rozważałam napisanie do pewnego tarocisty, w końcu wygrały niespokojne myśli i doszło do wymiany zdań dotyczącej tego, że tarot budzi mój niepokój. Pamiętam, jak po tej wymianie zdań poszłam spać i przyśnił mi się sen, gdzie ktoś łapał karty tarota unoszące się w powietrzu, objaśniał mi je i tłumaczył, że tarot to taka mapa, która pomaga się rozeznać i zdecydować co dalej. Trochę mnie to uspokoiło. A później się spotkaliśmy. Dziś mam wrażenie, że od tej końcówki maja minęło nie kilka miesięcy, a jakaś zupełnie inna epoka.

Dużo się w tym czasie zmieniło na lepsze. Uwolniłam się od wielu rzeczy, które mnie niszczyły. Odkryłam kolejne, które robiły mi krzywdę, czasem udało mi się od nich uwolnić, czasem nie. Oczywiście, nie powinnam zapominać, że te miesiące wpisały się w rok, który wiele kwestii kończył, zamykał i w jakimś sensie był takim przejściem do czegoś innego: najpierw człowiek płacze, bo coś żegna, przechodzi pewnego rodzaju żałobę, a później oddycha z ulgą i myśli sobie, że właściwie to dobrze, bo teraz jest lepiej.

Na pewno jeśli chodzi o ostatnie miesjące... cóż, tego lata świetnie się bawiłam. O, to na pewno. I nie żałuję tego, co jest dla mnie czymś nowym. Właściwie to zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet jeśli byłam trochę zaskoczona tym, jak mi się układało, to właściwie z wszystkiego, co mi się przydarzyło byłam w stanie wyciągnąć coś dobrego.

Nawet jeśli częścią tych zmian było to, że powoli, krok po kroku, zaczęły się kończyć relacje, które... sypały się od dawna. Niby wiedziałam, że coś się rozluźnia, zmienia i nie jest takie, jak było, niby próbowałam dociec co się dzieje, rozmawiać, niby zupełnie mnie nie uspokajały stwierdzenia, że "wydaje Ci się, to nic takiego". Ale nie bardzo chciałam stawiać czoła prawdzie, że coś się kończy i że nie ma od tego odwrotu. Zostały tylko te relacje, które są naprawdę mocne. Powinnam się czuć z tym ok,  a jednak czasem to boli. Choć zdecydowanie mniej niż kilka miesięcy temu.

Chyba najważniejsze, co mi się zadziało, że zaczęłam siebie traktować łagodniej, zupełnie tak jak ci, co mnie rozumieją, od których się uczę, jak być łagodną dla siebie - po prostu wystarczy, że zwrócę uwagę, jak oni mnie traktują i ... jakoś już później z większym trudem mi przychodzi tak swobodne krytykowanie samej siebie jak dawniej. I całe szczęście.

I czymś raczej dla mnie nowym, jest danie sobie czasu na zastanowienie się, co dla mnie ważne. Zaskakujące jest, zamienić pewnego rodzaju głód bycia z kimś na stwierdzenie, że właściwie mało dotąd wiedziałam o tym, co dla mnie ważne w związku; owszem, wydawało mi się, że wiem, jednak kilka doświadczeń tego lata zburzyło to moje przekonanie i na jaw wyszło, że... cóż, mało wiem o sobie. Na pewno nie chciałabym zatracić tej ciekawości i chęci poznawania siebie i innych lepiej, poza wyobrażeniami.



Ktoś kiedyś powiedział mi, że czasem po prostu potrzebujemy, by ktoś nam towarzyszył. Bez słów. Bez zbędnych gestów. Ale ze wsparciem, jakie niesie sama obecność osoby, której ufamy. Z jego siłą, której czasem nam brakuje.
-Anna Bellon


You Might Also Like

2 comments

  1. Pewnie dużą przemianę ostatnio przeszłaś, myślę, że to dobrze tak się zmienić, więcej zrozumieć. Miło jest wiedzieć, że nie stoimy w miejscu tylko rozwijamy się i wiemy o sobie coraz więcej. Ja też mam za sobą okres wielkich zmian, zostaje nam mieć nadzieję, że te zmiany czegoś nas nauczyły. A Tarot jest ze mną od lat, chociaż zeszłam z nim do podziemia, ponieważ mój mąż panicznie boi się kart. Gdyby nie jego pełna lęku postawa, pewnie prowadziłabym bloga o Tarocie i rozkładała karty dla innych, a tak, żeby nie wyjść z wprawy, raz na tydzień robię wyciągam karty i obserwuję jak przejawiają się w mojej codzienności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie... to był bardzo ciekawy ale też wyczerpujący mimo wszystko czas. Ja też mam swoją talię, ale na razie się z nią oswajam :)

      Usuń

Subscribe