Kim jestem w swojej własnej opowieści ostatnio? Sama do końca nie wiem.
Szukam swojej ścieżki, czy to rozwijając się w masażu lomi lomi, czy to wysyłając kolejne CV i chodząc na rozmowy w sprawie pracy, czy to ucząc się pracy z energią. Doczytując porzucone ksiażki, albo porzucając je na dobre. Mierząc się z trudnymi emocjami, swoimi i innych. Ale też, sprzątając chaos wokół siebie, próbując nowych rzeczy, gotując jesienne pyszności, zmywając po gotowaniu, częstując bliskich pysznymi rzeczami... łapiąc oddech, czasem dopiero wtedy, kiedy ciało to na mnie wymusi niestety.
A zarazem, wielu rzeczy zwyczajnie nie chcę przyjąć do wiadomości, nie chcę się z nimi mierzyć i jak wkurzone dziecko tupię nogą (tylko mentalnie!), hej, to nie tak miało być, ja nie chcę!
I czasem, ale tylko czasem mam po prostu dość.
A później na nowo wyruszam w drogę, robię kolejny krok, zapominam o przykrościach, albo chociaż odsuwam je na trochę na bok.
I powtarzam za Rumim: