Myślę o zeszłorocznej wiośnie...

20:57


Chodzę tymi samymi parkowymi alejkami co rok temu, zachwycam się wiosną jak rok temu, niby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wszystko i nie mam wcale na myśli tego, że teraz przez ten park idę w maseczce.

Trochę mam kłopot z przypomnieniem sobie, jak się czułam rok temu i trochę kim byłam. Przez ten rok zmieniło się tyle, że właściwie ciężko mi skojarzyć, kim byłam, zanim to wszystko się zadziało.

Jaka wtedy byłam?

Albo może inaczej: jakich doświadczeń nie miałam?

Obce mi było doświadczenie pójścia do tarocisty (btw, polecanego przez Katarzynę Nosowską, zupełnie słusznie!) i rozmowy nad kartami tarota o swoich skomplikowanych sprawach.

Nie wiedziałam, jak to jest obawiać się, że kleszcz znaleziony na skórze mógł mnie zarazić boreliozą i iść do lekarza, by mnie go pozbawili (na szczęście obyło się bez poważniejszych konsekwencji).

Nie miałam też zielonego pojęcia, że ktoś, kogo nazywałam przyjacielem, choć zranił mnie już kilka razy, może zranić mnie znów, a zaboli to tym dotkliwiej, bo zrani bardzo bliską mi osobę. Teraz już to wiem... po wielu miesiącach czasem moja głowa dostaje bzika i wypiera, że ktoś taki jak B. w ogóle istnieje. Łącznie z zapomnieniem o urodzinach, a jakże.

Obca mi też była wiedza, że moja najbliższa rodzina, choć od dawna mnie nie wspiera, może jeszcze tak solidnie mnie skaleczyć, że zamknę bloga i przeniosę się tutaj. Dla odmiany wiele miesięcy później dowiem się, że ktoś inny z mojej najbliższej rodziny wesprze mnie bardziej, niż mogłabym się spodziewać.

Nie wiedziałam też, że choć moje ciało tak bardzo się zbuntuje, będę w stanie do tego stopnia dołożyć starań, by jednak wyjechać nad Bałtyk z moją przyjaciółką.

Nie sądziłam, że to, co najbardziej mnie emocjonalnie mnie przeczołgało, te niezrozumiałe dla mnie reakcje ludzi, będzie tym samym, za co będę czuć wdzięczność, bo po czasie cierpienia sprawiło, że zrobiłam dla siebie rzeczy, które pozwoliły mi się sobą zaopiekować, a w dłuższej perspektywie też zbliżyć się do tego, by samą siebie zaakceptować, polubić, a może kiedyś, z czasem pokochać.

Nie przyszłoby mi też do głowy wtedy, że poczuję aż taką ulgę, że nie będę już mieszkać z kimś, kogo nawet lubiłam, ale z kim nie czułam się dobrze. Odczułam to najmocniej, kiedy nasze ścieżki się rozeszły.

Zupełnie nie pomyślałabym też, że kiedykolwiek uznam, że potrzebuję masażu, ani, że pójdę na masaż do kogoś, kogo nie znam (nic ponad informacje z fanpejdża na fb, który zresztą podpowiedział mi zam fb), do jego prywatnego mieszkania - i że to tak wiele dla mnie zmieni na lepsze.

Ja sprzed roku nie brała pod uwagę ani pójścia na kobiecy krąg i to więcej niż raz, pójścia na ceremonię kakao, ani na masaż do kogoś, kogo tam miałam okazję troszkę bliżej poznać, ani tym bardziej, pójścia na jogę kundalini, odkrycia ajurwedy dla siebie, rozważenia wyjazdu do Toskanii, by uczyć się masażu (teraz bym tam właśnie była), picia kakao ceremonialnego sama dla siebie... ale też Sylwestra spędzonego na końcu świata z ludźmi, których bardzo mało znałam.

A jednak to wszystko się zdarzyło i nie umiałabym wyrazić, jak bardzo jestem za to wdzięczna. Piszę o tym nie bez powodu, zadzieje się niebawem dużo u mnie i chciałabym zamknąć za sobą jakieś drzwi, pisząc o tym wszystkim.

A co do wdzięczności...

Moja matka zawsze powtarzała, że zaufanie przygotowuje grunt pod wybaczenie. Wiara i zaufanie są niezbędne, tworzą glebę, w której dopiero może zakorzenić się przebaczenie. Po nim zwykle następuje wdzięczność, która potrafi przyjmować najróżniejszą postać, podobnie jak w najróżniejszej postaci występują podawane gościom przekąski. Jej zdaniem, jest ona formą wyrażania zadowolenia, swoistą odpłatą za możliwość robienia w życiu tego, co się kocha. (...) Moja matka powtarzała, że wdzięczność powstrzymuje strach. Jeżeli skupia się uwagę na tym, co się ma, posiadane dobra się pomnażają, jeśli jednak choć przez chwilę pomyśli się o tym, co budzi lęk, strach się potęguje i sprawia, że człowiek się cofa, zamiast się rozwijać. Dlatego dziękowała za wszystko, co jej się przytrafiało, nawet za zło; dziękowała za to, że zostawił nas mój ojciec. (...) Mawiała też, że wszięczność wydobywa na światło dzienne różne brzydkie sprawy, a dobre życie polega między innymi na tym, żeby mierzyć się z nimi i w ten sposób się od nich uwalniać.

You Might Also Like

0 comments

Subscribe