Z dala od wszystkiego...

21:07



Piasek, plusk wody... muszle. Cisza. Delikatne przebłyski słońca przez chmury. Pierwsze, delikatne listki na gałązkach nadwiślańskich krzaczków. Rower, czekający, aż do niego wrócę. Herbata z termosu, zapach dymu palo santo i delikatny plusk wody, na której czasami błyskało słońce.
Mogłabym nawet zapomnieć, że jestem w dużym mieście, miasto zostało gdzieś daleko, na pewno nie było go tutaj, w tej dziczy, w tym plusku Wisły, w tej zieleni i zapachu kwitnących wierzb, zmieszanego z zapachem wody i mokrego piasku.

Czas się zatrzymał, kiedy przedarłam się przez kolejne wikliny i trafiłam na kamienisty brzeg Wisły. Z daleka widziałam ludzi. Czasem też przechodzili niedaleko ścieżki, gdzie czekał na mnie rower. A jednak byłam tu sama. I mogłam odetchnąć od nieustannego stresu ostatnich tygodni, jeśli nie miesięcy. Zapomnieć choć na chwilę, że istnieje cokolwiek poza pluskiem rzeki, twardością kamienia, na którym siedziałam, zapachem wiosny.

Cudne chwile.

Czułam, jakbym ładowała akumulatory, jakby z każdym oddechem przybywało mi energii... Nie chciało mi się wracać, ale ostatecznie zrobiło się już chłodno i ucieszyłam się, że w koszyku roweru czekają na mnie rękawiczki.

Było pięknie. Oby więcej.







You Might Also Like

1 comments

  1. Czuję Twój spokój, tę nie do końca cichą ciszę i wczesnowiosenny klimat wokół. Ach 😃

    OdpowiedzUsuń

Subscribe