"You can't pour from empty cup, take care of yourself first"

09:51


W jeden z tych podobnych do siebie dni wyskoczyło mi powiadomienie na fb powiadomienie, że moja znajoma szuka chętnych do wypełnienia ankiety na temat zachowań w czasie pandemii. W pierwszej chwili pomyślałam: spoko, co mi szkodzi, wypełnię. Po kilku pytaniach poczułam się paskudnie, stwierdziłam, że dalej absolutnie nie idę, bo wpadnę w doła o głębokości Rowu Mariańskiego.

Przygnębiły mnie pytania o rzeczy w stylu: wolontariat, pomoc innym w zakupach, w szyciu maseczek i tak dalej, w angażowanie się chociażby w inicjatywy online.

Tymczasem ja przez pierwsze tygodnie tego chaosu starałam się usilnie nie dać moim sinusoidom emocji, a jedyne na co znajdowałam przestrzeń to podnoszenie na duchu kilku bliskich mi osób. Czasem to ja wspierałam je, czasem to one mnie. Ogólnie, starałam się przetrwać. Mimo, że nie spotkało mnie nic obiektywnie złego, zmian było mnóstwo.

Myślę, że najtrudniej mi się właśnie na to zgodzić właśnie: na to, że nie muszę zawsze dawać z siebie mnóstwo, być superproduktywna i superogarnięta, piec chleb, medytować, praktykować jogę i uczyć się języków (co, sądząc na fb, robią wszyscy albo prawie wszyscy). Któregoś razu na posta znajomego o tym, że chce stworzyć grupę wzajemnego motywowania się do osiągania celów, napisałam coś w stylu że i chciałabym dołączyć i nie, bo nie chcę wykorzystać czasu pandemii na bycie superproduktywną i osiągającą wszystkie swoje cele, czasem owszem będę produktywna ale czasem chcę mieć dzień ziemniaka i po prostu go przespać jeśli będę miała taką potrzebę. I wtedy dowiedziałam się, że nasza wspólna znajoma ma tak samo.

Jednak był taki moment, kiedy stwierdziłam, że będąc sama nakarmiona, mogę coś dać drugiej osobie i pewnego deszczowego wieczoru wpadłam do znajomego potowarzyszyć mu w pakowaniu się przy okazji przeprowadzki. Wtedy tak, mogłam - nie dalej niż kilka godzin wcześniej, ktoś swoją obecnością "nakarmił" mnie i teraz czułam się ok, mogąc podać to dalej.

Owszem, bywają momenty, kiedy sama mając podły humor, a mimo to staram się wesprzeć kogoś, a swój kubeczek napełniam później... ale to wyjątki. Coraz bardziej się ostatnio przekonuję, że nie da się wiecznie dawać z niczego, wchodzić na minus. Wiem po sobie, że na mnie takie coś bardzo mocno się odbija.

Myślę, że perfekcjonizm jest tylko wersją haute couture strachu. Myślę,
że perfekcjonizm to tylko strach w luksusowych butach i futrze z norek. Myślę, że udaje eleganta, podczas
gdy w istocie jest po prostu przerażony. Bo pod tymi wykwintnymi pozorami perfekcjonizm nie jest
niczym więcej jak głębokim egzystencjalnym lękiem, który w kółko powtarza: „Nie jestem dostatecznie
dobry i nigdy nie będę dostatecznie dobry”.

Elizabeth Gilbert: Wielka Magia



Pewnego razu na posta o tym, że 

You Might Also Like

0 comments

Subscribe