Czasami schodzę do mojego piekiełka...

23:47


Bardzo to głupio, bo przynajmniej momentami zakrawa to na masochizm.
Niby wiem aż za dobrze, co w owym piekiełku jest, jak wygląda, a jednak co jakiś czas schodzę tam, by sprawdzić osobiście, przypomnieć sobie kolory, zapachy, faktury i odczucia.

Choć na dobrą sprawę powinnam zamknąć dobrze drzwi, zaryglować je i pójść, nie oglądając się za siebie, pewna jednego, że piekiełko samo sobie poradzi.

Nie wiem za bardzo jaki jest sens dobijania samej siebie, wchodzenia tam, gdzie nie powinnam, zastanawiania się nad tym, co właściwie powinno pozostać milczeniem.

Problem w tym, że jak w jakimś innym miejscu coś się zadzieje niedobrego i wspomnienia nie chcą odejść, ja znów nie bardzo umiem zaufać sobie, bo znów myślę, że może odzywa się masochizm, że może znów brnę w myśli, które trzeba by było po prostu uciąć i wszystko byłoby prostsze i lepsze.

Pod tym względem dość źle brzmią słowa wypowiedziane (a właściwie napisane) do kogoś parę dni temu. Rozmowa była o tym, że wcale nie jestem pewna, czy gdyby wiedział, jak siebie nie niszczyć to zapewne by tak zrobił. Dziś myślę sobie, że wcale pod tym względem nie jestem lepsza, bo... podobnie jak ów Ktoś, wiem, czego nie powinnam robić, ale właśnie to robię.

Choć właściwie to co do piekiełka - mam je również na co dzień: odpisywanie na wiadomości dotyczące ogłoszenia, które dałam w kilku miejscach (nie mając większego wyboru w tej kwestii) to też takie małe piekiełko.

Acz, jak to mówią:

Jeżeli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się, idź dalej. Wszystko się kiedyś kończy - Winston Churchill

I jeszcze TEN tekst o tym samym tytule.

Chciałam zmian, to je mam. Czas ogarnąć.

You Might Also Like

0 comments

Subscribe