Albo coś z Tobą rezonuje albo nie. Albo relacja jest "Twoja" albo zupełnie nie. Nie ma "może", nie ma czegoś pomiędzy, ten jeden z nielicznych razów są tylko skrajności i nie ma złotego środka. Możesz się oszukiwać, że dajmy szansę, że no zły dzień, gorszy moment, że (jak w terapii), coś w Tobie stawia opór, trzeba wbrew temu... ale dobrze wiesz, że to...
Trochę ostatnio nie poznaję siebie. Jakby słowa, którymi określałam siebie jeszcze niedawno, stały się... nieaktualne trochę. Odkryłam dla siebie trochę nowych smaków, rozkochałam się strączkach, odkryłam, że na niedalekim bazarku mogę kupić i suchą cieciorkę i białą kaszę gryczaną i fasolkę mung. Odkryłam również, że moja dziwna alergia na kumin poszła sobie precz, co mnie nieodmiennie cieszy. Z mieloną kolendrą mam aktualnie skomplikowaną...
... nawet, jeśli momentami chciałabym przejść do czegoś innego. Mieć więcej możliwości, szans, opcji. Mniej blokad. Kiedy jednak zdarza mi się skupiać na tym, co ogranicza, staram się sobie przypominać, że dalej jest mnóstwo rzeczy, które mogę teraz - i z którymi nie muszę czekać na nic. Zacząć z tym co mam i taka, jaka jestem w tej chwili. Poza tym to też...
Trochę dopadają mnie dziwne nastroje. W sensie, spoko, generalnie radzę sobie i jest ok, za to są momenty, kiedy bywa ponuro, smutno, a niekiedy z pełnym wkurwem. Ewentualnie bezsilnością i hektolitrami łez. Czyli standard obecnych czasów jak się domyślam. Wczoraj po dniu chęci mordowania ludzi ogarnęłam chaosy w mieszkaniu, usmażyłam naleśniki i objadłam się glutenem na dobranoc, był pyszny! A później zrobiłam sobie...
W jeden z tych podobnych do siebie dni wyskoczyło mi powiadomienie na fb powiadomienie, że moja znajoma szuka chętnych do wypełnienia ankiety na temat zachowań w czasie pandemii. W pierwszej chwili pomyślałam: spoko, co mi szkodzi, wypełnię. Po kilku pytaniach poczułam się paskudnie, stwierdziłam, że dalej absolutnie nie idę, bo wpadnę w doła o głębokości Rowu Mariańskiego.
Przygnębiły mnie pytania o rzeczy w stylu: wolontariat, pomoc innym w zakupach, w szyciu maseczek i tak dalej, w angażowanie się chociażby w inicjatywy online.
Tymczasem ja przez pierwsze tygodnie tego chaosu starałam się usilnie nie dać moim sinusoidom emocji, a jedyne na co znajdowałam przestrzeń to podnoszenie na duchu kilku bliskich mi osób. Czasem to ja wspierałam je, czasem to one mnie. Ogólnie, starałam się przetrwać. Mimo, że nie spotkało mnie nic obiektywnie złego, zmian było mnóstwo.
Myślę, że najtrudniej mi się właśnie na to zgodzić właśnie: na to, że nie muszę zawsze dawać z siebie mnóstwo, być superproduktywna i superogarnięta, piec chleb, medytować, praktykować jogę i uczyć się języków (co, sądząc na fb, robią wszyscy albo prawie wszyscy). Któregoś razu na posta znajomego o tym, że chce stworzyć grupę wzajemnego motywowania się do osiągania celów, napisałam coś w stylu że i chciałabym dołączyć i nie, bo nie chcę wykorzystać czasu pandemii na bycie superproduktywną i osiągającą wszystkie swoje cele, czasem owszem będę produktywna ale czasem chcę mieć dzień ziemniaka i po prostu go przespać jeśli będę miała taką potrzebę. I wtedy dowiedziałam się, że nasza wspólna znajoma ma tak samo.
Jednak był taki moment, kiedy stwierdziłam, że będąc sama nakarmiona, mogę coś dać drugiej osobie i pewnego deszczowego wieczoru wpadłam do znajomego potowarzyszyć mu w pakowaniu się przy okazji przeprowadzki. Wtedy tak, mogłam - nie dalej niż kilka godzin wcześniej, ktoś swoją obecnością "nakarmił" mnie i teraz czułam się ok, mogąc podać to dalej.
Owszem, bywają momenty, kiedy sama mając podły humor, a mimo to staram się wesprzeć kogoś, a swój kubeczek napełniam później... ale to wyjątki. Coraz bardziej się ostatnio przekonuję, że nie da się wiecznie dawać z niczego, wchodzić na minus. Wiem po sobie, że na mnie takie coś bardzo mocno się odbija.
Myślę, że perfekcjonizm jest tylko wersją haute couture strachu. Myślę,
że perfekcjonizm to tylko strach w luksusowych butach i futrze z norek. Myślę, że udaje eleganta, podczas
gdy w istocie jest po prostu przerażony. Bo pod tymi wykwintnymi pozorami perfekcjonizm nie jest
niczym więcej jak głębokim egzystencjalnym lękiem, który w kółko powtarza: „Nie jestem dostatecznie
dobry i nigdy nie będę dostatecznie dobry”.
Elizabeth Gilbert: Wielka Magia
Pewnego razu na posta o tym, że
Opowiem Wam o czymś, co bardzo lubię w moim mikroświecie. Mieszkam w bloku na warszawskim Grochowie. Jakieś 12 pięter, ja na parterze, znam paru sąsiadów z widzenia a niekiedy z zamienionych paru zdań, czasem komuś przytrzymam drzwi, żeby mógł spokojnie wyjść z rowerem, a czasem... to mnie spotka coś miłego. Jest jednak w tym moim bloku coś, co mnie urzekło i czego nie...
Lubię te wieczory, kiedy mogę zaciągnąć zasłonki, zapalić światełka i świeczki, rozsmużyć w powietrzu dym z palo santo albo kadzidełka i zanurzyć się w nich, zostawiając cały świat i wszystkie te sprawy niecierpiące zwłoki tak bardzo daleko za sobą, choćby na trochę,choćby na moment. Czasem słucham muzyki (jak choćby takiej o TU), a czasem jedynym dźwiękiem jest ciche szemranie wody w kaloryferze, albo...
Czas jakiś temu miałam okazję posłuchać webinaru związanego ogólnie z ajurwedą. Jednak niezależnie od wszystkiego, co sobie po nim obiecywałam, kilka stwierdzeń, które tam padły, wstrząsnęło mną - bo kilka stwierdzeń było tak bardzo częścią mnie, a ja słuchając, odkryłam, że nie chcę, by tak już było zawsze. Padło tam sformułowanie o życiu skierowanym w stronę śmierci i życiu nastawionym na życie samo...
Zadawałam sobie kiedyś pytanie, kiedy stałam się ufoludkiem? Teraz postawiłabym pytanie inaczej: kiedy zdanie innych zaczęło mnie definiować i zrezygnowałam z bycia sobą, chowając się pod kolejnymi warstwami oczekiwań bliskich mi ludzi? Odpowiedź boli, ale brzmi: kiedy byłam dzieckiem. Jakiś czas temu trafiła w moje ręce piękna książka. Piękna i wizualnie i piękna swoim przekazem. Charlie Mackesy: Chłopiec, kret, koń i lis. Po dniu...